Zygmunt Klukowski o egzekucjach na cmentarzu żydowskim w Szczebrzeszynie |
Na cmentarzu żydowskim są trzy duże, długie mogiły zbiorowe, ostatni dół nie jest jeszcze zasypany, leżą w nim trupy nie przykryte, czekając na dalsze ofiary. Rozstrzeliwano, przeważnie każąc ludziom kłaść się w dole twarzą do ziemi. Opowiadali naoczni świadkowie, że nie wszyscy Żydzi ginęli od razu, niektórzy jeszcze się unosili, krzyczeli, wołali ratunku, a już kładziono na nich następną warstwę.
Zaopatrzeni w łopaty przyszliśmy na cmentarz żydowski. Tu zobaczyliśmy kilkunastu Polaków w wieku od 16 do 40 lat, którzy przysypywali wapnem zwłoki rozstrzelanych Żydów, poukładane warstwami w dole głębokim na około 2,5 metra. Inna znów grupa kopała nowy dół na dalsze zwłoki Żydów. Pilnował ich SS-man z karabinem maszynowym w ręku. Nieco dalej stała grupa Żydów i Żydówek, przy czym niektóre z nich trzymały małe dzieci na rękach. (.....) Długie mogiły zbiorowe powoli zapełniały się zwłokami pomordowanych. Mnie kazali Niemcy przysypywać ciała zabitych, innym kopać nowe doły. Kilku mniej wrażliwym Polakom kazano wrzucać zwłoki do dołu. Robili to oni jak kto chciał, jak mu było wygodniej - ciągnęli za włosy, za nogi, za ręce lub wprost spychali nogami. Dnia tego Niemcy zamordowali przy mnie przeszło stu Żydów, przeważnie mężczyzn.
|
|
Pomnik ku czci ofiar Zagłady na cmentarzu w Szczebrzeszynie (fot. Anna Harkot) |
Z początku zabijano Żydów w ubraniach, każąc im kłaść się po obu stronach dołu, twarzą do ziemi, z głową nad brzegiem mogiły. Po jednej stronie szedł miejscowy żandarm niemiecki, po drugiej policjant granatowy z Sułowa - Matysiak. Podchodzili oni po kolei do każdego leżącego Żyda i pochyliwszy się, strzelali z krótkiej broni w tył głowy z odległości ok. 20 cm. (.....) O rabunku rzeczy odbieranych Żydom przez niektórych Polaków wolę nie mówić. Raz jeden tylko widziałem, jak Żyd wyrwał Polakowi zabrane mu pieniądze i porwał na drobne kawałeczki. Tego dnia była piękna, słoneczna pogoda. Nie wszyscy Żydzi ginęli od razu. Niektórzy po strzale wili się, jęczeli i tak po zepchnięciu do dołu bywali przysypywani wapnem. W kilku miejscach widziałem, jak poruszała się warstwa wapna, pokrywająca drgające jeszcze ciała.
Utkwił mi w pamięci pewien wstrząsający szczegół, jak jedna młoda Żydówka, leżąc już na ziemi, zapytywała któregoś z Polaków zatrudnionych przy grzebaniu zwłok: "Panie, czy ja dobrze leżę?". Patrząc na to wszystko, nie mogłem się opanować. Czułem się całkiem chory. (.....) Tego samego dnia, kiedy wykopano już drugi dół, Niemcy zmienili sposób mordowania Żydów. Mężczyznom kazali rozbierać się do bielizny, niektórym zaś młodym Żydówkom nawet do naga, po czym rozstrzeliwano ich w dole, do którego musieli sami wskakiwać i układać się równo jeden obok drugiego. Wówczas SS-mani i gestapowcy stawali nad dołem i strzelali pojedynczo lub seriami z karabinów maszynowych. W paru wypadkach widziałem krew tryskająca z szyi. Każdą warstwę zabitych przysypywano wapnem. (.....) Oprócz Żydów zabitych na cmentarzu, grzebano też zwłoki przywożone z miasta. A było ich bardzo dużo. Rzeź zakończono o godzinie 16.00. Źródło: Z. Klukowski, Zagłada i niedola Żydów w Szczebrzeszynie , "Biuletyn ŻIH" 1956, nr 19 (20). |
|