Znany jeszcze niektórym żyjącym mieszkańcom miasta, istniejący do II wojny światowej, kirkut swarzędzkiej gminy znajdował się przy drodze do Poznania, na zachodnim zboczu doliny strugi Mielcuch. Autorzy wydawnictwa o gminach żydowskich w prowincji poznańskiej, z początków XX wieku, A. Heppner i J. Herzberg, napisali, iż cmentarz założono w tym miejscu w momencie założenia gminy. Jeśli przyjąć za właściwe przypuszczenia, iż pierwotnie kirkut znajdował się blisko bóżnicy, to możemy powiedzieć, iż ten przy drodze do Poznania powstał prawdopodobnie w drugiej połowie XVII wieku, kiedy swarzędzka społeczność żydowska rozrosła się. Najpóźniej zaś został tam założony w końcu XVIII wieku, kiedy, ze względów sanitarnych, nakazano zakładanie cmentarzy wszystkich wyznań poza miastami.
Żydzi stanowili przez większość dziejów lokacyjnego Swarzędza znaczący odsetek mieszkańców. Byty tez takie czasy, gdy Żydzi stanowili większość mieszkańców miasta np. w 1704 na 2767 mieszkańców 1501 stanowili Żydzi, a w 1834 było 1665 Żydów, gdy w całym mieście mieszkało 2829 osób. Dlatego też ich cmentarz był dość spory. Trudno dzisiaj jednak odtworzyć dokładne jego granice, bo zaszło sporo zmian. Niewątpliwie miał kształt nieregularnego, rozciągniętego czworoboku. Z jednej strony (od południa) dochodził do szosy poznańskiej (ul. Poznańska, droga nr 2), od zachodu sięgał do ul. Jesionowej (dawna ul. Napoleońska), koniec muru cmentarnego znajdował się na wysokości.dzisiejszej ul. Napoleońskiej (d. ul. Hallera,). Od strony północnej cmentarz schodził w kierunku strumienia Mielcucha, a od wschodu graniczył z terenem mleczarni. W okresie powojennym, obszar kirkutu został podzielony na kilka działek, na których zbudowano kilka budynków. Wypis z katastru, pochodzący z okresu okupacji hitlerowskiej (1944 r.) podaje, ze plac między "Posener Str. u. Gneise-naustr (ul. Jesionowa)" wynosi 25.493 metrów kwadratowych), a znajdującego się obok "Hofrum" wynosi 511 metrów kwadratowych. W akcie zdawczo - odbiorczym, z 18.12.1953 r., wymienia się obszar przekazanego "parku" na "2.6341 ha" (26.341 m2). Tak więc możemy przyjąć, iż cmentarz żydowski w Swarzędzu, miał ponad 2,5 hektara powierzchni. |
Znany jest opis cmentarza, uczyniony przez Saula Kaatza, urodzonego w Swarzędzu rabina, który po I wojnie światowej znalazł się w Niemczech. Pisząc swoje wspomnienie w 1925 roku, przypominał widok Swarzędza utrwalony w latach młodości, a więc w końcu XIX wieku: "Podróżny, który skieruje swe kroki ze stacji kolejowej ku miasteczku, spostrzeże niebawem duży żydowski cmentarz, założony w kształcie nierównego, rozciągniętego czworoboku, którego ogrodzenie dopasowuje się do nierówności terenu. Obejmuje ono obszar 6-ciu morgów i wznosi się wzdłuż, prowadzącej do Poznania, szosy, na nieznacznie spadającym zboczu, po którym spływaa ku dolinie wąski, szemrzący strumyczek. To, iż na cmentarz wybrano wzniesienie odpowiadało panującym na wschodzie obyczajom. W miasteczku zarówno żydowskie jak i ewangelickie oraz katolickie miejsca pochówku położone są na wzgórzu. Najchętniej chowano zmarłych, o ile miejscowe położenie na to pozwalało, na wzgórzach lub zboczach, gdzie ziemia jest sucha. Również gospodarcze powody miały prawdopodobnie znaczący wpływ, gdyż uzyskanie pagórkowatego terenu było korzystniejsze. W mojej młodości, drewniany most prowadził do furtki, przez, którą wchodziło się na starą, przed 300-laty przeznaczoną na ten cel, część cmentarza, gdzie ziemskie szczątki, dawno zapomnianych, rozpadły się w proch, gdzie liczne szare, polne kamienie pokryte mchem z zatartymi napisami, pokrywały ziemię, gdzie jednak dzisiaj jak setki lat temu, latem śpiewają ptaki, pełno jest pszczół i motyli, a wzrok biegnie po srebrzystej tafli jeziora, błyszczącego w słońcu, ku zielonej wyspie, aż do ciemnych zarysów lasów podkreślających horyzont. Ów drewniany most dawno już nie istnieje, furtka została zamurowana, a nieopodal wznoszą się przemysłowe zabudowania. Od szosy wchodzi się na cmentarz przez kuty w żelazie portal, na którym wisi marmurowa tablica z imieniem jego założycieli (rodziny Salomona Herzoga). Przechodząc przezeń dostajemy się do nowej części cmentarza, z jego białymi mogiłami i pozłacanymi napisami, całość jest otoczona kratą".
Kirkut dzielił się na stary cmentarz, znajdujący się na prawo od wejścia, i nowy cmentarz położony po lewej stronie wejścia. Stara część była zadrzewiona, nowa, schodząca w kierunku jeziora, była, na przełomie XIX i XX wieku, pozbawiona drzewostanu. W najstarszej części, zgodnie z przyjętym na ziemiach polskich zwyczajem, chowano kobiety, mężczyzn i dzieci w oddzielnych kwaterach. Na cmentarzu z pewnością znajdowały się groby znanych mężów, gdyż zdaniem A. Heppnera i J. Herzberga, gmina przyciągała uczonych nawet z dalszych okolic, bo w Swarzędzu działała znana jesziwa (szkoła wyższa). Po zniszczeniu cmentarza przez hitlerowców, nie zachowały się żadne macewy, czyli nagrobki umieszczone w szczycie grobu. Z najstarszego okresu miały pochodzić kamienie polne jako nagrobki, na których czas i przyroda zatarły napisy, tak, że trudno je odczytać Zachowane zdjęcie cmentarza, pochodzące z końca XIX wieku udowadnia, iż cmentarz swarzędzki miał wiele takich macew, z których część miała tylko wyryte napisy, a część z pewnością była zdobiona reliefami.
Mieszkańcy Swarzędza, którzy żyli w czasach II Rzeczpospolitej tak zapamiętali cmentarz żydowski "znajdował się na zachodnim zboczu doliny Mielcucha naprzeciwko zakładów komunalnych. Teren cmentarza otoczony był ażurowym ceglanym płotem. Przy branie wjazdowej, usytuowanej od strony szosy poznańskiej, stał parterowy budynek mieszkalny [grabarza], obok podobny dom pogrzebowy oraz szopa na narzędzia.". W latach trzydziestych XX wieku na wyposażeniu cmentarza swarzędzkiego znajdował się "1 karawan, 2 nosze, 1 deska dla trupów, 2 pieńki podstawowe, 1 miednica".
W przeciwieństwie do wesel, pogrzeby żydowskie były raczej skromnymi uroczystościami. Sprawami związanymi z pochówkiem zajmowało się bractwo pogrzebowe Chewra Kadisza, którego członkowie czuwali przy zmarłym i przygotowywali pogrzeb. Przynależność do swarzędzkiej Chewra Kadisza było obowiązkiem, a nie przywilejem, jak to bywało w innych gminach. Prawdopodobnie chodziło o to, aby uciążliwe obowiązki związane z opieką nad chorymi oraz umierającymi, rozciągnąć na większą grupę ludzi. Wylosowani członkowie bractwa byli nawet karani grzywną, jeśli nie stawili się do kopania grobu, niesienia noszy ze zwłokami czy uczestniczenia w kondukcie pogrzebowym. Szczególnym dniem dla swarzędzkiej Chewry Kadisza był 7. dzień miesiąca adar, w dniu tym udawali się na cmentarz upraszali o przebaczenie zmarłych. Odmawiano wówczas specjalną modlitwę, zapisana w księdze bractwa: "ponieważ być może nie postąpiliśmy odpowiednio wobec jakiegoś zmarłego spośród zmarłych i uchybiliśmy jego czci lub uczyniliśmy mu obrazę i wstyd podczas niesienia trumny lub podczas nakładania całunu, oczyszczania [zwłok], wyznaczenia, kopania i zasypywania grobu oraz odnośnie kamienia i położenia kamienia grobowego lub miejsca i sposobu złożenia go w grobie - że nie było to zgodne z jego honorem i nie było zgodne z prawem i Torą lub że nie było odmierzenia kroków na jakimś grobie z pogrzebanych w sekrecie i strzeżenia duszy lub inny grzech, wykroczenie lub błąd, które są nieznane i niewidoczne dla naszych oczu. (...) Przyszliśmy przed Twoje oblicze z wielka prośbą oraz licznymi modlitwami i błaganiami (...), aby odpuścić, darować i przebaczyć nam całkowitym przebaczeniem to wszystko: wszystkie nasze grzechy i cierpienia, które uczyniliśmy". Członkowie swarzędzkiego bractwa dobroczynności mieli powody by się tak corocznie modlić, bo zdarzały się im błędy przy przygotowywaniu pochówku. Potwierdzają to zapisy w księdze bractwa, iż źle wyznaczono nowy grób, w miejscu, w którym już była inna mogiła lub na drodze otaczającej groby, zamiast wewnątrz cmentarza. Takie wykroczenia ściągały na winnego kąty nakładane przez sąd rabinacki i władze chewiy kadiszy, które przypominały, iż zmarłym należy się większy szacunek niż żywym. Bractwo miało wiele pracy, bo jeżeli weźmie się od uwagę przeciętną długość życia w dawnych czasach oraz o wiele liczniejsze zgony dzieci i niemowląt to pogrzebów były wiele. Pochówek łączył się z wydatkami dla rodzin, która musiała uiścić stosowną opłatę. Chociaż chewra kadisza miała monopol na usługi pogrzebowe, to w Swarzędzu nie spotykało się żądania wygórowanych opłat za pochówek czy w inny sposób wykorzystywania tej uprzywilejowanej pozycji.
Jeden z ostatnich pogrzebów na swarzędzkim cmentarzu odbył się 25 października 1934 roku, kiedy to pochowano Eliasa Berwina, o którym tak pisał "Głos Swarzędza": "Zmarły był jednym z najstarszych obywateli naszego miasta, bo w lutem skończył 105 lat. Pomimo tego wieku, niemal do ostatniej chwili zachował zmarły zadziwiającą pamięć i bystrość umysłu. Urodził się w Swarzędzu, zachował stan kawalerski a ostatnie 4 lata przebywał w zakładzie dla starców w Poznaniu". Na tym pogrzebie była jedna z mieszkanek Swarzędza, która tak zapamiętała oglądaną ceremonię pogrzebową: "Mieli oni zwyczaj głośnego roztrząsania straty bliskiej osoby, więc już z daleka było słychać szlochy i krzyki. Trumnę wnoszono cała pokrytą kirem. Żydzi, którzy ją nieśli ubrani byli w odświętne stroje, fraki, cylindry, białe rękawiczki. Gdy rabin odprawił już swoje modlitwy, wtedy dopiero zdjęto kir. Trumna była surowa, z nieheblowanego drzewa, posmarowana karbolem, w kolorze czarno-brązowym. (...) Po zakończeniu pochówku Żydzi wracali pod swoją kostnicę, gdzie znajdował się postument z kranikami, woda i białe ręczniki, po czym myli ręce".
Prawdopodobnie na początku II wojny światowej zdarzały się jeszcze anonimowe pochówki na cmentarzu przy ul. Poznańskiej. Jednak cmentarz został konsekwentnie zniszczony przez hitlerowców w czasie okupacji. Macewy posłużyły do budowy dróg i ulic a może także przy zakładaniu drugiej nitki linii kolejowej Poznań-Warszawa. Budynki i mur cmentarny zostały rozebrane. Na samym kirkucie przeprowadzono prace niwelacyjne i uczyniono tam park "tylko dla Niemców". Do pracy na cmentarzu żydowskim okupanci zmusili polskie dzieci, które między innymi rozbierały ceglany płot otaczający cmentarz. Cegły całe były oczyszczane i układane na stosy, natomiast uszkodzone, po zgnieceniu na miał, posłużyły do wysypywania ścieżek na terenie miasta. Do dnia dzisiejszego pozostał tylko dorodny drzewostan (jesiony) rosnący na terenie kirkutu, poza tym nie zachował się żaden materialny ślad po jego istnieniu.
Przez kilka powojennych lat teren byłego kirkutu pozostawał poza zainteresowaniem ówczesnych władz i mieszkańców Swarzędza. Początkowo stały tam uszkodzone czołgi sowieckie. Dopiero w 1952 r. przedstawiciele Swarzędzkiej Fabryki Mebli zwrócili się do Miejskiej Rady Narodowej o przydzielenie terenu, jak to określono: "na zachód od budynku mleczami w klinie między ulicą Jesionową, a ulicą Poznańską" na budowę "ośrodka dziecięcego" (żłobka). Uzasadniając, iż teren jest niezagospodarowany i porzucony, a stanowi idealne miejsce na taką inwestycję z wielu względów. Po pierwsze leży niedaleko od hal fabrycznych i matki, udające się do pracy. w fabryce, mogłyby oddać dziecko do przedszkola lub żłobka "po drodze". Po drugie teren jest bezpieczny dla dzieci, a zarazem jest zadrzewiony, co stanowi naturalne przyjemne otoczenie. Poza tym teren położony jest "w miejscu suchym i lekko wzniesionym z pięknym widokiem w strojne jeziora". Tak więc piękne położenie terenu, gdzie znajdował się cmentarz żydowski, docenił nie tylko rabin Kaatz, ale również mieszkańcy powojennego Swarzędza. W dniu 26.11.1952 r. Miejska Rada Narodowa, po dyskusji, jednogłośnie wyraziła zgodę na pobudowanie żłobka przez SFM. |