SŁAWATYCZE
Karen Greene

Poniedziałek, 19 maj 2008 r.

"Dzień dobry. Szanowni Goście, Rodzino, Przyjaciele,
Nazywam się Karen Greene, jestem jedyną córką Sama Greene, który jest tu z jego ukochaną Thelmą Becker. Mój mąż Jim przyjechał tutaj ze mną, jak również dwoma z trzech moich braci - Harlanem Greene oraz Tomem Greene. Nie mogę stwierdzić, że przez lata czekałam na ten dzień. Prawdę mówiąc, nigdy nie sądziłam, że będę mogła postawić stopę na polskiej ziemi. Oboje moi rodzice byli mocno zdeterminowani by już tu nie przyjeżdżać. Dlatego też, kiedy mój ojciec powiedział: "Wygląda na to, że trzeba będzie jechać do Polski", uniosłam oczy i oto jesteśmy tutaj.

Pragnę podziękować wszystkim - z USA, Kanady, Izraela, Wielkiej Brytanii, Warszawy i Sławatycz - zaangażowanym w dzieło restauracji cmentarza. Dzięki Wam moja podróż doszła do skutku. Chcę także podziękować tacie za to, że jest moim ojcem. To wszystko wydarzyło się także dzięki Tobie".

To byłoby wszystko, co powiedziałabym, gdybym została poproszona o zabranie głosu podczas ceremonii. Ale to nie było właściwe miejsce dla mnie lub moja kolej. Nie, ceremonia była dla tych, urodzonych w Sławatyczach, w tym także dla mojego ojca, którzy na tej ziemi doznali niewiarygodnego terroru.

Być może odnowienie żydowskiego cmentarza w tym małym sztetl zakończy straszny rozdział i będzie początkiem bardziej szczęśliwej przyszłości. Myślę, że właśnie to chcieli osiągnąć i dlatego przebyli wiele mil, by razem stawić się w tym miejscu.

Sławatycze - foto: Karen Greene
Henry Gitelman czyta swoje wystąpienie w języku polskim.
Na krześle Krzysztof Gruszkowski, z jego lewej strony Philip Garen i Willie Greenspan.
Sławatycze w Polsce, nad rzeką Bug. Minęło ponad sześćdziesiąt lat, odkąd mój ojciec spacerował ulicami rodzinnego miasteczka. Nie było powodu, aby wracać do miasta, które plecami odwróciło się do krzywd, jakie wyrządzono jego żydowskim sąsiadom, lub też, co gorsze, czynnie uczestniczyło w tym horrorze. Nie było po co wracać, chyba tylko po to, by zamknąć księgę złych wspomnień i otworzyć oczy, umysły i serca dla nowego początku.
Sławatycze - foto: Karen Greene
Shoshanah Repkowski-Afel ogląda wóz konny.

I to był piękny początek, jak pisanie nowego rozdziału. Mieszkańcy zaczęli pojawiać, jeden po drugim, pieszo, na rowerach; wychodzili do bram, do ogrodzeń. I zaczęli przeciągać przyjezdnych przez długą linię wspomnień.

Sławatycze - foto: Karen Greene
Mieszkanki Sławatycz podczas zgromadzenia.
Sławatycze - foto: Karen Greene
Mieszkanki Sławatycz obserwują przyjezdnych.

"Musisz porozmawiać z moim ojcem. Ma 91 lat i pamięta was wszystkich"
"Pamiętasz Kiwę?"
"Pamiętasz Chaima?"
"Oczywiście"
"Jestem jego młodszym bratem"
"Chaim był moim starszym bratem".

Sławatycze - foto: Karen Greene
Sam Greene i Philip Garen, obaj urodzeni w Sławatyczach,
podczas rozmowy z jednym z mieszkańców.
Nazwiska takie jak Gitelman, Greenspan, Grynblat, Grynberg, Metnik, Rypkowski, Waserman.... Chcieli rozmawiać, musieli rozmawiać. Uczestnicy naszej wycieczki musieli zobaczyć, usłyszeć i poczuć, że był to czas leczenia starych ran.
Sławatycze - foto: Karen Greene
Przemawia Willie Greenspan. Przed bramą Sam Greene.

Przemówienia dotyczyły starych krzywd i wzywały do budowania nowych mostów ponad podziałami. Henry mówił o przyjaźni na rzecz harmonijnych stosunków pomiędzy Polakami różnych wyznań. Sigmund miał pięć lat, gdy po raz pierwszy w 1942 roku usłyszał odgłos strzałów. Willie przedstawiał dzielną rodzinę, która, by ocalić jego ojca, ryzykowała swoim życiem: "Mój ojciec zawdzięcza im życie".

Sławatycze - foto: Karen Greene
Przemawia Philip Garen.

Phillip nie dał się ponieść emocjom: "Moi braci zostali zabici przez nazistów w 1939 roku. Nie zrobili niczego złego. Byli dobrymi ludźmi..... Jestem jedynym, który ocalał. Żyję poza Sławatyczami, ale Sławatycze wciąż są we mnie. Miasteczko jest ciągle w moim sercu".

W uroczystości brali udział między innymi: przedstawiciel wojewody lubelskiego, przedstawiciele kościoła katolickiego i przewodniczący miejscowego samorządu. Pokładamy nadzieję w nowym pokoleniu, gdy widzimy dzieci przynoszące nagrobek, niegdyś przez nie odnaleziony i zabezpieczony. Sami starannie umieszczają go na ogołoconym cmentarzu. Jest miejsce dla innych nagrobków, które może kiedyś zostaną odnalezione. I gdy miejscowi przechadzają się z Phillip'em, obiecują oddać cześć nad grobem policjanta Funka, pochowanego na tak pięknie utrzymanym cmentarzu katolickim.

Sławatycze - foto: Karen Greene
Jedna z macew.

Nierówni za życia, nierówni po śmierci. Jeden cmentarz ukwiecony, z błyszczącymi nagrobkami. Inny opuszczony, pozbawiony kamieni oznaczających miejsca pochówku, nagrobków zniszczonych celowo i wykorzystanych do celów budowlanych, utwardzania dróg.

Wszyscy odeszli tak samo.

Sławatycze - foto: Karen Greene
Cmentarz i zniszczona macewa.

Obietnice szacunku i troski nad miejscem pochówku Żydów, naprzeciwko cmentarza katolickiego, gdzie zmarli spoczywają w zadbanych grobach. To mała ścieżka oddzielającą obie nekropolie. Oddzielne, ale może teraz już równe. To jest krok naprzód.

Mojemu tacie, z wyrazami miłości od córki, w Dniu Ojca, 15 czerwca 2008.
Karen Greene
Sławatycze - foto: Karen Greene
Monika Krawczyk z FODZ i Jadwiga Grynberg-Krawczyk podczas spaceru.